środa, 7 września 2016

Kocham Krem 1

                To był pierwszy dzień Cream w nowej szkole. Po wielu trudach włożonych w dostanie się na upragniony profil, mogła wreszcie odetchnąć akademickim powietrzem i cieszyć się życiem.
                Cały czas przyłapywała się na wypatrywaniu w utęsknieniu sylwetki wysokiego lwa, za którego uśmiechem zdążyła się porządnie stęsknić przez ostatni tydzień wakacji.
                Zmierzając na setne któreś piętro uczelni, gdzie miały się odbyć jej pierwsze zajęcia, czuła się niezwykle obco, gdy mijała swoich rówieśników. Wszyscy byli jakoś dziwnie otwarci i komunikatywni. Dziwni ludzie. -,-
                Nagle zadzwonił dzwonek. Cream zorientowała się, że nie jest nawet w połowie drogi na wyznaczone piętro. Przerażona perspektywą spóźnienia się na pierwsze zajęcia, przyspieszyła i pokonywała po dwa schody na raz. Przebiegła sprintem korytarz, dopadając do kolejnych schodów.   Jednak gdy chciała skrócić sobie drogę przeskakując z jednej partii schodów na drugą, oczywiście musiała mieć pecha i na kogoś wpaść. Jednak to nieszczęście natychmiast zamieniło się w szczęście, gdyż wpadła prosto w ramiona Żara, który za pomocą telekinezy uratował swoje i jej książki przed upadkiem i pewną śmiercią.
                - Dokąd się pani tak spieszy? :) - zapytał lew nieziemsko zadowolony z przypadkowego spotkania w tak miłych okolicznościach. - Przypominam, że bieganie po korytarzach jest zabronione.
                Zarumieniona Cream z trudem próbowała opanować trzęsące się z wysiłku nogi. A może trzęsły się z przejęcia? Dziewczyna niechętnie oderwała się od lwiej klaty i spojrzała nieśmiało w rozpromienioną twarz mistrza.
                - N-nie wiedziałam, p-przepraszam 😢 - wyraziła skruchę biedna, naiwna Cream.
                - Wybaczę to karygodne zaniedbanie, jeśli dasz się wyciągnąć na herbatę. - Ujęty smutkiem i wyrzutami sumienia dziewczyny, Żar zagarnął wszystkie książki i objął króliczkę w talii, kierując się z powrotem w dół. Nie wyglądało na to, żeby w ogóle oczekiwał z jej strony odpowiedzi. A co dopiero odmowy.
                - T-teraz?! - pisnęła Cream z nutką paniki.
                - Chyba nie masz teraz w planach niczego ważniejszego ode mnie? : / - zapytał groźnie Żar, unosząc brew.
                - M-mam teraz wykład z geografii jakiejśtam ;-; - jęknęła uroczo.
                Profesor nad profesorami z gracją prowadził ją dalej w sobie tylko znanym kierunku.
                - Czy usiłujesz sugerować, że jakiś wykład jest > niż herbata ze MNĄ? - zapytał z oburzeniem.
                - Ależ skąd! - zaprzeczyła szybko Cream, z rozpaczą próbując zaakceptować fakt, iż jej pierwsza lekcja przepadnie na wieki i do końca życia nie nadrobi zaległości.
                - To dobrze :) - ucieszył się lew, władczo prowadząc Cream do pomieszczenia na sto pierwszym piętrze, które zdaje się spełniało funkcje jego prywatnego gabinetu.
                Została poproszona o zajęcie miejsca w salonie na wygodnej kanapie, a gospodarz zabrał się za przygotowanie herbaty. Wyglądało to tak, że od razu usiadł obok Cream, a telekineza zajęła swoje stałe stanowisko w kuchni.
                To spotkanie przebiegło zupełnie inaczej, niż ich pierwsze. Rozmawiali ze sobą w miłej atmosferze dobrych kilka minut, aż telekineza podała im herbatę.
                Jednakże gdy napar znalazł się na stole obok, dziewczyna siedziała już na kolanach mistrza. Zaraz potem pogrążyli się w namiętnych pocałunkach, a niedługo później Cream leżała już na miękkiej sofie, a Żar nad nią. Kremowa króliczka już ani trochę nie żałowała, iż wykład był zmuszony odbyć się bez niej.

                Herbatę wypili dopiero po fakcie. Smakowała miłością, namiętnością i żarliwością.

                Od tego pamiętnego zdarzenia Cream każdy dzień zaczynała lub kończyła w gabinecie Żara, a czasem nawet w jego klasie po wykładzie z kultury Amrii. Ta rutyna sprawiła, że z przyjemnością wstawała rano i pokonywała dystans z pokoju aż na uczelnię. To jest jakichś kilka metrów.
                Jednak pewnego felernego dnia Cream, nie spodziewając się niczego, schodziła tanecznym krokiem po schodach ze sto pierwszego piętra po namiętnej randce z Żarem. O tej porze nie było tu już nikogo. Nie myślała o niczym innym, by tylko dostać się do domu, wziąć namiętny, gorący prysznic i rozkoszować się mangami. Gdy po kilkudziesięciu minutach stanęła w korytarzu na nieznanym sobie piętrze, poczuła, że coś jest nie tak. Droga z lwiej jaskini na dół nigdy nie była tak czasochłonna. Pomyślała, że dłuży jej się przez zmęczenie po długich i męczących zajęciach & jeszcze dłuższej randce, więc szła dalej.
                Ale przemierzaniu identycznych korytarzy i schodów nie było końca. Króliczce przeszło przez myśl, że być może pomyliła się na którymś rozwidleniu, jednak według jej kalkulacji znajdowałaby się już kilkaset metrów pod ziemią, a przez zdobione okna i witraże wlewało się popołudniowe słońce.
                Wreszcie zdenerwowana postanowiła na przekór wchodzić po schodach z powrotem. Z początku powoli, potem stopniowo coraz szybciej, bo traciła już cierpliwość.
                Zaczęła biec.
                Gdy próbowała skrócić sobie drogę przeskakując z jednej partii schodów na drugą, oczywiście musiała mieć pecha i na kogoś wpaść.
                - Dokąd się pani tak spieszy? ; ) Przypominam, że bieganie po korytarzach jest zabronione.
Cream poczuła deja vu. Z początku była przekonana, że znowu wpakowała się na klatę Żara, lecz coś tu się nie zgadzało. Otóż jej przeszkoda nie przytuliła jej natychmiast po zaistniałej kolizji oraz dysponowała całkowicie innym głosem. Ten był szorstki, oschły i nieprzychylny. Króliczka spojrzała w twarz stojącego przed sobą mężczyzny i od razu odskoczyła. To definitywnie nie był Żar.
                Mężczyzna miał śnieżnobiałą karnację i ostry czarny mejkap na oczach. Jego kruczoczarne, równiuteńko ścięte włosy opadały na ramiona białego, nienagannie ułożonego garnituru. Gracji dodawała mu laska, o którą się podpierał.
                Spoglądał na nią świdrującymi oczami z wrednym uśmieszkiem.
                - Przepraszam, to się już nie powtórzy ; ///// - odwarknęła Cream, którą kilkukiloetrowa podróż po schodach wytrąciła z równowagi.
                - Musi pani być niesamowicie pewna swojego szczęścia, skoro z taką lekkością łamie pani reguły panujące na uczelni - kontynuował pouczenie.
                Cream nie miała pojęcia co to reguły.
                Poza tym była aktualnie bardziej pochłonięta odkryciem, iż gość, na którego wpadła miał znacznie bardziej zadbane paznokcie, niż ona. Włosy też były nieporównywalnie lśniące, gęstsze i miały wzorowe końcówki. Co do mejkapu... nie było nawet do czego porównywać. Cream przed randkami z Żarem miała tylko chwilkę, by bazgrnąć sobie dwie kreski na powiekach w nadziei, że będą się chociaż wydawały równe. Jego były po prostu symetrycznym arcydziełem.
                (Pedał.)
                Cream nie zerkała już na nic innego, bo dostawała kompleksów.
                - Nie wiem, o czym pan mówi - warknęła.
                - "Pan profesor", kochanie :) - odwarknął jadowicie. - Chciałbym cię uświadomić, że to ja przeprowadzam egzaminy wstępne na tym - MOIM - wydziale, jednak Żar w przeddzień II tury egzaminów  poprosił mnie, żebyśmy się zamienili, a ja nie potrafię odmówić, gdy spoglądają na mnie te piękne, bezdenne oczy, ah - rozmarzył się, będąc jednocześnie na siebie złym.
                Cream chyba właśnie rozmawiała z mistrzem wydziału kulturoznawstwa. Cieszyła się bardziej niż kiedykolwiek, że to Żar ją egzaminował. Ach, to było coś.
                - O ile pamiętam, zdała pani wzorowo jako jedyna. Nie mogę się doczekać, aż na zajęciach olśni nas pani swoją erudycją na temat wszelakich kultur oraz żywo zaistnieje w każdej dyskusji na forum klasy. :)
                Tak. Krem zdecydowanie tymi cechami i możliwościami dysponował. Speszyła się.
                - T-tak, ja również :)"""" - odparła bez przekonania.
                Profesor spojrzał na zegarek.
                - Ah, późno już. Pragnąłbym cię tylko poinformować, iż wchodzenie w związki z wykładowcami nie jest przeze mnie najlepiej postrzegane - warknął, po czym dodał szeptem: - Szczególnie z Żarem.
                Krem wyczuł podtekst.
                - Jeśli pani postępowanie się nie zmieni, chyba nie dojdziemy do porozumienia w sytuacjach, gdy zajdzie taka potrzeba. :) To byłby prawdziwy PECH dla kogoś, kto ledwo przechodziłby z klasy do klasy, jednak ty jesteś wzorową studentką, więc chyba nie ma się czym martwić, prawda?
                Zanim kremowa zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, tamten zniknął, zostawiając ją samą.
                Króliczka postanowiła nie przejmować się groźbą profesora i ruszyła w swoją stronę. Nareszcie udało jej się wydostać z labiryntu.
                Niestety, na jego końcu czekał na nią minotarł.
                - Ju fakin pis of krem!!!!!!!!!!!!!!! - doszły jej uszu wyzwiska rzucane przez Misi, którego z początku nie zauważyła, dopóki nie spojrzała w dół. - Jak mogłaś nie przyjść na pierwszy wykład!!!!!!!!!!!!!!! Przez cb koło mnie wepchnęli się Des i Thi!!!!!!!!!!!!! Przede mną siedzi cała zgraja lisów!!!!!!!!!!!!! A za mną jest ściana!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zostało ci tylko miejsce w pierwszej ławce ty kutasie!!!!!!!!!!!!!!!!!! I to koło Halla!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
                Załamany Krem tłumaczył sobie, że sam sobie zapracował na taki los.
                Postanowiła zaakceptować swoje fatum i siedzieć tuż przed wykładowcami do końca życia.
Mimochodem zastanawiała się, czy inni nauczyciele są chociaż w połowie tak seksi jak Żar. Wtedy jakoś udałoby się znieść tę karę.
                A potem przypomniała sobie, że będzie też doświadczać wykładów z tym... kolesiem w pedalskim garniaku. Wzdrygnęła się.

                Miś nalegał, by Kremowa skoczyła z nim do parku na pokemony, żeby mógł jej opowiedzieć ze szczegółami przebieg wykładu geografii, który przegapiła i zaspoilerował na wstępie, że profesor geografii jest super seksi. Cream z bólem serca musiała odmówić, gdyż była już umówiona z mangami.
                Po wielu ciężkich zmaganiach wreszcie dała radę wyjść ze szkoły. Popędziła do swoich mang i prysznica, które oczekiwały przez cały dzień swojej właścicielki. Wreszcie mogła się zrelaksować i zapomnieć o tym, co zaszło. Oczywiście poza herbatką z Żarem. To wspominała nieprzerwanie z wypiekami na twarzy.

                Wieczorem zadzwonił do niej Żar z zapytaniem, czy nie miałaby ochoty spotkać się z nim przy romantycznej kolacji. Po całym dniu namiętnego związku Cream nauczyła się, że jemu nie wolno odmawiać.
                Zaraz potem zadzwonił Misi i z maślanymi oczkami pytał, czy Krem nie miałby może ochoty wpaść i pooglądać z nim filmów albo anime. Króliczka dostała wolność wyboru gatunku.
                Cream z bólem serca musiała odmówić przyjaciółce, obiecując jej, że na pewno będą mogły ponołlajfić jutro. Złamane misiowe serduszko napełniło się nadzieją i zgodziło się poczekać 24h do jutra.
                Tak naprawdę pogrążyło się w głębokiej depresji i poszło grać w lola.
                Po pięciu minutach randki w eleganckiej restauracji Cream jak na razie rozlała napój tylko dwa razy i tylko na swoją sukienkę. Nie przejęła się tym ani trochę, bo Żar zareagował na oba wypadki swoim przesłodkim śmieszkiem pełnym empatii i pocieszenia i pomógł jej się wytrzeć.
                Zaczęła nieśmiało rozważać rozlanie jeszcze odrobiny herbaty na klatkę piersiową. Albo niżej.                Jednak postanowiła zachować ten pomysł na kiedy indziej.
                Podczas kolacji zapytała Żara niewinnie o profesora, który był jej niedoszłym egzaminatorem.
                - O, spotkałaś już Amona? :) - odparł pytaniem na pytanie. Wyglądał na zadowolonego, że poruszyła ten temat. - Mon to mój najlepszy kumpel. Spoko gość. :)
                Oho, czyżby "Mon" był w strefie przyjaźni i dlatego tak bardzo jej nie lubił?
                - Jest mistrzem wydziału psychologii. I kulturoznawstwa. I jeszcze kilku innych. Studenci go uwielbiają. Właściwie ma w tej szkole większe wpływy ode mnie. Ale tylko to. ; )))))
                Cream wdzięcznie zachichotała. Następnie zapytała co to dla niej oznacza.
                - Do Amona lecisz, jak masz jakiś problem i chcesz na przykład wydłużyć sobie termin albo coś przełożyć, jeśli cię oleje, to wtedy biegniesz do mnie, ale Mon jeszcze nikomu nie odmówił :) - tłumaczył lew.
                Dlaczego Krem miał wrażenie, że będzie tym pierwszym nieszczęśnikiem, który będzie musiał pisać wszystko w terminie? Uświadomiła sobie, że ma kosę z mistrzem kilkuset wydziałów, na którego nawet nie będzie mogła złożyć skargi, bo jest "kumplem" Żara.
                Na jego nieszczęście tylko kumplem, hehehe.
                Reszta kolacji upłynęła bardzo miło. Już więcej prawie nic nie wylała.
                Jedynie pod koniec Żar wspomniał o czymś, co bardzo zaniepokoiło króliczkę. Powiedział, że Amon jest czarodziejem. Zaśmiał się przy tym, że gdyby chciał kogoś uwalić, po prostu rzuciłby na swoją ofiarę klątwę, przez którą prześladowałby ją pech. Ale Mon nikomu by tego nie zrobił.
                Biedny, naiwny Żar. Kremowa zastanawiała się, czy czasem nie została w ten sposób przeklęta.
                Niee.
                A może?
                ...
                Cream postanowiła przetestować, czy jej szczęście nadal istnieje.

                Kremowa zaczęła powątpiewać w swoją fortunę, kiedy tylko rozstała się z lwem, który odprowadził ją aż pod akademik, i wróciła do pokoju. Okazało się, że zostawiła otwarte okno i szalejący na dworze wiatr spowodował chaos i zamęt, zrzucając absolutnie wszystko z półek, rozszarpując zeszyty z notatkami oraz wylewając na biedne mangi wodę z wazonu, w którym dawniej stały kwiaty od Żara. A co najgorsze i najstraszniejsze, wiatr wydobył też ciastka z szafki nocnej i bezlitośnie rozkruszył je doszczętnie o podłogę. Nie dało ich się już odratować.
                Załamana króliczka zabrała się za sprzątanie, opłakując ciasteczka, mangi oraz swoje prace domowe.

                Tej nocy Cream miała poważne problemy z zaśnięciem.
                Wierciła się z boku na bok, próbowała odnaleźć wygodną pozycję, jednak jej starania zakończyły się fiaskiem. Chciała wstać i przeczytać coś na dobranoc, lecz wiatr pozbawił ją wszystkich zapasów. Zrezygnowana położyła się na wznak w nadziei, że kiedyś zaśnie.
                Udało się to dopiero nad ranem, kwadrans przed budzikiem. Kremową nikczemnie wyrwano z kilkuminutowego snu. Pozbawiona chęci do życia dziewczyna powoli uniosła się z łóżka i przystąpiła do niezwykle powolnego i ospałego wykonywania porannych czynności.
                Gdy wychodziła na zajęcia zorientowała się, że założyła dwie różne skarpetki.
                Misi czekał na nią przed szkołą. Wyglądał na równie pogniecionego, co ona. Widocznie znowu nie przespał nocy, obiecując sobie, że wyłączy topisia po pierwszej wygranej, po czym przegrał 10 pod rząd.

                Po drodze do klasy Cream opowiedziała przyjaciółce o nieszczęściu, jakie dotknęło jej sypialnię. Miś zażartował, że to pewnie pan od gegry mścił się na niej za nie przyjście na jego wykład.            Widząc, że króliczka potraktowała jej spekulacje całkiem poważnie, sprostowała, iż było to niemożliwe. Podobno profesor od gegry nie pozwoliłby żadnemu ciastku się zmarnować, a co dopiero umrzeć w cierpieniach na podłodze.