- Hehe, wygrałem : ) -
oznajmił triumfalnie chłopak, przeciągając się.
- Taa... gratuluję - odparła
beznamiętnie znudzona dziewczyna, podpierając głowę ręką.
Pod pokładem
statku pirackiego mieszkała trójka dzieciaków: bliźnięta Thierry i Destiny
oraz ich przybrana siostra, nazywana Misiem, gdyż jej prawdziwe imię nie było
znane. Destiny była
wysoką, szczupłą tygrysicą lat siedemnaście o wybitnie jasnej skórze, zdobionej
gdzieniegdzie paskami w kolorze takim, jak jej sięgające łokci włosy - błękitnym.
Miała piękne, szafirowe oczy i majestatyczny tygrysi ogon, a na głowie
niewielkie, dyskretne uszy, zawsze dumnie uniesione do góry. Theo miał
ciemniejszą karnację od siostry. Byli tego samego wzrostu i podobnej postury.
Chłopak odznaczał się wielkimi, rysimi uszami zwieńczonymi pędzelkami, krótkim
ogonem oraz wiecznie rozczochranymi włosami. Jego niebieskie ślepia spoglądały
tępo na otaczający go świat. Nie grzeszył inteligencją, a przynajmniej takie
sprawiał wrażenie. Choć oboje byli tak naprawdę rygrysami, czyli krzyżówkami
rysia i tygrysa, ich gatunek określało się na zasadzie wyglądu.
Z kolei Miś, który wbrew swojemu męskiemu przezwisku
był szesnastoletnią dziewczyną, cechował się niskim wzrostem. Jego czarne,
faliste włosy sięgały aż linii bioder, przez co właścicielka zwykle związywała
je w kucyk lub zaplatała. Miała jasnoniebieskie oczy, jednakże jej spojrzenie
nie należało do zimnych. Była bardzo nieśmiałym i zakompleksionym stworzeniem.
Nie wiedziała o sobie wiele. Nawet jej gatunek nie był do końca znany.
Określało się ją jako lwicę ze względu na długi ogon zakończony pędzelkiem oraz
okrągłe uszka.
Właśnie grali w
pchełki. Była to jedna z bardzo nielicznych dostępnych dla nich rozrywek.
Trzecia lokatorka zapuszczonej kajuty wyglądała w zamyśleniu przez bulaj. Wieczór był pochmurny, a morze niespokojne.
Minęły już dwa tygodnie
od uprowadzenia trójki nastolatków podczas niewinnego spaceru po plaży. Nikt
nie żądał za nich okupu. Nie wiedzieli, kim byli porywacze i co zamierzali.
Zamknięto ich w kajucie. W standardach tego apartamentu były, niestety, jedynie
dwa posiłki dziennie, do tego skąpe.
Pod wieczór łajba
wreszcie przybiła do brzegu. W kajucie Thierry'ego, Destiny i Misia pojawiły
się czterej mężczyźni w czarnych płaszczach o kapturach zakrywających twarze.
Nie mówiąc ani słowa, siłą zakuli nastolatków w kajdany, a następnie pociągnęli
za sobą na pokład.
Zachodzące słońce
oślepiło przyzwyczajone do ciemności oczy dzieciaków. Na pokładzie stało kilku
innych więźniów. Byli w podobnym wieku, co oni. Skazańcy zeszli w łańcuchach na
ląd. Prowadzono ich przez rozległą, piaszczystą dolinę. Gdzie niegdzie rosły
pojedyncze drzewa o suchych liściach, w niektórych miejscach spod piachu
wystawała pożółkła trawa. Szli szybkim marszem przez dobrych kilka minut, aż
dotarli do pewnego budynku o niecodziennym kształcie, stojącego u podnóża
wielkiej skały. Weszli do środka przez drewniane wrota. Wewnątrz wyglądało to
jak amfiteatr. Ogromną arenę otaczało podwyższenie, na którym znajdowały się
miejsca siedzące. Na wyodrębnionej platformie osłoniętej zakurzonymi kotarami stało
też coś w rodzaju tronu. Wszyscy więźniowie zastanawiali się, dlaczego akurat
tu zostali przetransportowani.
Na trybunach
siedziała i leżała nieliczna młodzież. Byli jeszcze bardziej przybici, niż
dopiero przybyli. Mężczyźni w czarnych pelerynach zostawili swoich
"podopiecznych" i rozeszli się po arenie, znikając w cieniu.
- Te kajdany są
za ciasne :| i twarde - oznajmił Thierry półgłosem swoim towarzyszkom.
- Jaka szkoda, że
nie są różowe i pluszowe... - odparła nieco ironicznie Destiny i westchnęła.
- Nom. Mogli o
takich pomyśleć. Podniosłyby nasze morale. A przez te stalowe łańcuchy będziemy
mieć odciski i skończymy jak tamte emo ;/ - kontynuował Thierry, wskazując na
trybuny.
- Ciekawe,
dlaczego są tacy przygnębieni - odezwał się cichym głosem Miś.
- Pewnie- -
zaczął chłopak.
- Podejdźmy i
zapytajmy! - przerwała bratu Desty.
Ludzie na
trybunach nie wyglądali na zbyt przyjemnych. Wchodząc po stromych schodach,
Desty przyglądała się im. Przysiadła się do jedynego chłopaka, który wyglądał
na w miarę normalnego i nie odchodzącego od zmysłów. Podpierał głowę ręką i
spoglądał w przestrzeń. Miał brązowe włosy do ramion, zarost na twarzy i ciemne
oczy, a jego marchewkowa <3 skóra poprzecinana była czarnymi pasami.
- Hej. Wiesz może, co tu się
dzieje? - odezwała się miłym głosem.
Jej pytanie wyrwało go z
zamyślenia. Popatrzył znudzonym wzrokiem na nią i towarzyszy, którzy właśnie ją
dogonili.
- A wy jakimi żywiołami jeszcze
władacie? - spytał beznamiętnie, nie robiąc sobie nic z zadanego mu pytania.
Des postanowiła być wyrozumiała,
gdyż sądziła, że koleś przez długi pobyt w niewoli dostał pomieszania zmysłów,
podobnie jak Theo w kąpieli.
- Ja i kumpela jesteśmy magami
wody, a ten tutaj pseudomagiem natury :| - odparła Destiny.
- Ej! ;/ - wtrącił Thierry,
jednak został olany.
- Dlaczego powiedziałeś
"jeszcze"? - spytał nieśmiało Miś.
Chłopak, który jak się okazało
posiadał tygrysie uszy i ogon, uśmiechnął się ironicznie i powrócił do gapienia
się w przeciwną ścianę koloseum.
Nagle w niższym rzędzie odezwał
się skulony, drobny chłopiec, a w jego głosie słychać było nutkę szaleństwa:
- Oni odbiorą wam moc! Zabiorą
magię i zabiją! Uciekajcie, póki możecie!
Trójka nowych więźniów
popatrzyła na niego z lekkim przerażeniem.
- Gdyby to chociaż było
możliwe... - prychnął tygrys.
- Dlaczego nie? - zapytała
pewnym siebie tonem Des.
- Ta rudera stoi na półwyspie
-oświadczył. - Nie da się przepłynąć do najbliższego lądu bez statku. A za nami
są tylko góry i pustynia. Wzgórza są strome, a po drodze nie ma szans na
zdobycie jedzenia. Nie ma drogi ucieczki.
- Skąd niby wiesz, że w
okolicach tych gór nie ma chociaż- -zaczęła Destiny.
- Bo próbowałem - uciął chłopak.
Dziewczyna zamilkła. Nie
sugerowała już nawet, że można by uciec statkiem, którym ich tu przywieziono.
Było na nim więcej straży, niż w całym amfiteatrze.
- A na co my w
ogóle czekamy? :) - przerwał milczenie Thierry, nie dając widocznie po sobie
poznać, że się czymkolwiek przejął.
- Ech... -
westchnął ciężko tygrys. - Jakoś w nocy zjawi się dowódca całej tej czarnej
bandy. Wtedy będziecie musieli walczyć ze sobą na tej arenie. Powiedzą, że
czterej najsilniejsi doznają oczyszczenia. Tak naprawdę to im jako pierwszym
odbiorą moc. To nazywają "oczyszczeniem". Reszta też straci magię,
ale później. Jeśli starczy im tego środka usuwającego magię z organizmu. A jak
nie, to wtrącą wszystkich do lochów. Albo zabiją na miejscu. Zależy, w jakim
nastroju będzie ten ich cholerny przywódca.
- Że co?! -
oburzyła się Destiny. - O, nie. Uciekniemy stąd, zanim ten jak mu tam się tu
zjawi.
- Powodzenia.
Przyda się - kpił tygrys.
- Zamknij się -
syknęła.
- Jak sobie
życzysz - odparł obojętnie chłopak, po czym oparł się wygodnie i zamknął oczy.
Destiny warknęła,
po czym postanowiła nie zwracać na niego uwagi.
- Dobra. Macie
jakiś plan ucieczki? - zapytała Misia i Thierry'ego.
- Zwariowałaś,
siostra? :) Wszędzie pełno tych mięśniaków w czarnych szmatach - przypomniał
Theo.
- A gdyby tak
pożyczyć sobie ich płaszcze i w nich wyjść? - zaproponował Miś.
- Wiesz, co?
Nawet, gdybyśmy mieli płaszcze, to musielibyśmy w kilka minut przypakować i
urosnąć jakieś dwadzieścia centymetrów, bo nie przypominamy za bardzo tych
wielkich goryli : ) - powiedział brat Desty.
- Nieprawda,
niektórzy z nich są niewiele wyżsi od nas. I są wśród nich kobiety, poznałam po
głosie, gdy byliśmy na statku :| - poinformował Miś.
- W sumie...
dobra, przebierzemy się i wyjdziemy stąd. I co wtedy? Jeśli ten burak miał
rację, to nie mamy dokąd pójść. :)
- On siedzi obok
i cię słyszy ._. - szepnął Miś.
- O to chodzi. ;)
Destiny kazała
Thierry'emu się zamknąć, choć podzielała jego zdanie co do kolesia w paski.
- Jesteście
wredni. Odebrano mu moc, moglibyście chociaż udawać, że współczujecie :(( -
szepnęła mała dziewczyna o czarnych włosach.
- Wybacz, nie
podzielamy twojej empatii :) - oznajmiła Desty.
- Poza tym, jeśli
się stąd jakoś nie wydostaniemy, to poczujemy jego ból :) - dodał Theo.
- Ech... -
westchnął Miś. - Możemy też dać się wszystkim pokonać w tym pojedynku. Gdy
odpadniemy pierwsi, będziemy mieli okazję wymknąć się z areny, bo strażnicy
będą pochłonięci starciami. A na zewnątrz... zobaczy się.
Zanim Thierry
zdążył skrytykować pomysł Misia, rozległ się huk otwieranych z rozmachem
ogromnych drzwi, po czym zapanowała grobowa cisza. Na arenę wkroczył postawny
mężczyzna w długim, czarnym płaszczu z kapturem, który zakrywał go w całości. Płeć
została ustalona na zasadzie dokładnych pomiarów szerokości barów co do
długości ciała. : )
Zaskoczenie oraz
strach opanowały nie tylko dzieciaki, ale również żołnierzy. To nic, że ich
okrycia wierzchnie były takie same, jak płaszcz ich przywódcy. On budził grozę
samym swoim sposobem bycia, choć większość zebranych widziała go po raz
pierwszy w życiu i to przez kilka sekund.
Kilku żołnierzy
podbiegło do swojego mistrza. Ten jednak zignorował ich i pewnym krokiem ruszył
w stronę schodów, które prowadziły do platformy, gdzie znajdował się tron.
- Co to za gość?
- spytał Thierry zmienionym głosem, jak gdyby nieco mniej pewnym siebie.
- To ich przywódca.
Straszny człowiek - oznajmił ich znajomy, który zerwał się pod wpływem trzasku
wrót.
- Skąd wiesz, że
to on? Wygląda tak samo, jak wszyscy pozostali :| - mruknął ryś.
- Bo wiem.
Uwierz, nietrudno rozpoznać kogoś, kto zrujnował ci życie. Choćby się chował
pod dziesięcioma takimi płaszczami.
Trójka dzieciaków
popatrzyła po sobie. Nie uśmiechała im się perspektywa utracenia mocy.
- W każdym razie
wygląda na to, że wasz plan ucieczki trafił szlag. Skoro on tu jest, nie ma
szans, by zwiać - dodał wszystkim otuchy tygrys optymista. :)
- A mnie się
wydaje, że to nawet lepiej... -wtrącił Miś.
Wszyscy
popatrzyli na niego pobłażliwie. Biedny, naiwny Miś.
- No, co? -
spytała urażona lwica. - Wszyscy strażnicy widocznie boją się tego wielkiego
faceta. Będą wokół niego latać i skupiać się na tym, żeby go czymś nie
rozzłościć. Tak mi się wydaje. Więc ich czujność będzie uśpiona. A ten duży
nawet nie zwraca na podwładnych uwagi, więc nas nie rozpozna...
- Trzeba
spróbować - podsumowała Destiny. - Inaczej skończymy tak, jak te świry tutaj.
- Dzięki :) -
podziękował tygrys.
- Nie ma za co :)
- odpowiedziała.
Thierry odznaczał
się ze wszystkich tu obecnych największą zręcznością i sprytem. Postanowiono,
że podstępnie prześlizgnie się przez jedne z licznych drzwi znajdujących się w
ścianach areny i poszuka zbrojowni lub innego pomieszczenia, gdzie mogłyby
znajdować się podobne uniformy. Bez problemu przekradł się obok straży i
zniknął w drzwiach.
Tymczasem reszta
młodzieży, z którą tu trafili, usiłowała wzniecić bunt. Kilkunastu magów
zaatakowało niespodziewanie strażników.
- My też
próbowaliśmy - skomentował zajście tygrys. - Wydawało nam się, że zgraja magów
bez przeszkód poradzi sobie z niemagami, ale okazało się, że oni mieli coś, co
sprawiało, że magia odmawiała nam posłuszeństwa.
Miś i Destiny
przyglądały się w milczeniu. W razie potrzeby planowały pomóc innym, jednak
jeśli to miałoby się zakończyć tak, jak mówił ich kolega, nie było
najmniejszego sensu się narażać. Rzeczywiście, tygrys nie kłamał. Gdy magowie
wycelowali płomieniami, wodnymi strumieniami, lianami oraz podmuchami wiatru w
żołnierzy, ci szybko zareagowali. Wydobyli z kieszeni coś, co jaśniało bladym
światłem. Nagle wszystkie magiczne zjawiska zmieniły trajektorię, rozszczepiły
się i poleciały we wszystkie strony.
Wyglądało na to,
że te przedmioty zakłócały kontrolę nad żywiołami. Analiza sytuacji tak
pochłonęła wszystkich zgromadzonych, że nikt nie zauważył potężnej fali ognia frunącej w kierunku Misia. Zanim Des
zdążyła zareagować, płomienie uderzyły w dziewczynę. BRAND <3
Jednakże Miś nie
był zwykłym magiem wody... jedynie trzy osoby zobaczyły, co się stało. Misia
otoczyła mistyczna siła, która pochłonęła ogień. Nic mu się nie stało. Miał
tylko trochę sadzy na ubraniu.
W tym momencie
mistrz ludzi w czerni, obserwując dokładnie wszystko i wszystkich, dał z
najwyższej części trybun znak ręką, że magowie mają zacząć pojedynek. Wydał
również inne polecenie swoim zakapturzonym gorylom...
Wszyscy magowie
zostali siłą zaciągnięci na środek areny. Dwóch żołnierzy w pelerynach zmierzało
po Desty i Misia. Gdy dziewczyny były łapane i obezwładniane, tygrys zerwał się
z siedzenia i zamierzał je obronić, jednak Des go uspokoiła i powiedziała, że
to i tak nic nie da. Bezradny chłopak patrzył, jak zaciągano je na piasek stadionu. Jednak koleś, który trzymał Misia,
nie zatrzymał się tam, gdzie jego towarzysz, ale zaprowadził po schodach prosto
do loży ich wodza...
Destiny z
przerażeniem śledziła Misia wzrokiem. Szatynka zastanawiała się w panice, co
jest nie tak. Dlaczego zabrano ją gdzie indziej, niż resztę?
Została
doprowadzona przed sam tron, na którym rozpierał się wygodnie mężczyzna w
czarnym płaszczu. Kazał doręczycielowi wyjść. Gdy żołnierz zniknął, mistrz
wstał. Skierował swe kroki w stronę ściany, gdzie za kotarą znajdowały się
drzwi. Otworzył je i zaprosił Misia gestem. Dziewczyna stała w miejscu,
sparaliżowana strachem.
- No, dalej - zachęcał
ją uprzejmym tonem.
Miś zebrał w
sobie całą swoją odwagę i przekroczył próg. Za nim wszedł tajemniczy koleś i
zatrzasnął drzwi. Lwica nie spodziewała się, że będą tu sami. Zaczęła żałować,
że dała się tak łatwo zaciągnąć w pułapkę. W pomieszczeniu znajdował się tylko
spory, drewniany stół w centrum, a światło słońca, które prawie już zaszło,
dostawało się tutaj przez trzy szerokie okiennice pozbawione szyb. Z zewnątrz
dobiegał szum morza i krzyk mew.
Mężczyzna
podszedł bliżej. Kiedy stał tuż przy niej, dziewczyna uświadomiła sobie, jak
bardzo jest wysoki. Z tego powodu bała się go jeszcze bardziej. Spuściła wzrok
i starała się powstrzymać drżenie ciała. Spodziewała się, że zaraz będzie
pierwszą osobą, której zostanie odebrana moc. Albo coś więcej. ;)
Tymczasem Destiny
zapomniała, że miała dać się pokonać. Zniknięcie Misia zbyt ją niepokoiło, a
słabość innych magów wręcz jej ubliżała. W swojej wściekłości powalała na
ziemię kolejnych cieniasów. Każdy następny kandydat stawał przed nią zalany
potem i trzęsąc się jak galareta w obawie przed jej siłą. Gdy właśnie
nokautowała jednego z ostatnich przeciwników, została zaczepiona przez strażnika.
Pociągnął ją za rękę w cień rzucany przez ścianę.
- Co ty robisz?!
- krzyknęła, wyrywając się.
- Spoko, to ja!
o; - odezwał się z kapturowych czeluści głos jej brata. - Gdzie Miś?
- Zabrali ją... -
odparła siostra grobowym tonem.
- Że co? Musimy
ją szybko znaleźć i wiać, bo ten statek podobno ma zaraz odpłynąć, a
przynajmniej tak mówili ci mili panowie w czarnych kieckach, których
podsłuchiwałem. :)
- Muszę tam
wracać, a ty możesz sobie kombinować, jak wydostać Misia ze szponów tego
psychola! - ucięła rozmowę Destiny i wróciła na arenę. Wgniatanie kolejnych
słabeuszy w ziemię dawało jej satysfakcję i w pewien sposób działało
relaksująco.
Thierry nie
wiedział, co ma robić. Postanowił zakraść się w swoim przebraniu na platformę i
sprawdzić, co "psychol" robi z Misiem. Jednak wcale nie tak łatwo
było przedostać się przez tłumy straży pilnującej schodów. Zadawali mu po
drodze niewygodne pytania.
Zakapturzona
postać uniosła ręcę. Miś zamknął oczy w obawie przed ciosem. Jednak mężczyzna
tylko skrzyżował ręce na klacie. Zaskoczona szatynka uniosła oczy i popatrzyła
na swojego oprawcę. Zachowywał się niezwykle spokojnie jak na kogoś, kto
zamierzał ją zabić. Spoglądał na nią z wysoka.
- Ciekaw jestem,
jakim cudem jeszcze żyjesz - powiedział bardzo niskim i głębokim głosem.
Misia zmroziło.
Nie chciał nawet myśleć o tym, co się stanie po takim wprowadzeniu.
- Ten płomień
powinien cię zabić, moja droga... ale tego nie zrobił. Dlaczego? - kontynuował
czarny.
- Ja... jestem
magiem wody - wytłumaczył Miś, zbierając się na odwagę.
- Mag wody
broniłby się inaczej. Ty nie musiałaś nic robić. Ta bariera cię osłoniła -
mężczyzna zrobił się nagle szorstki. Nie oczekując odpowiedzi od dziewczyny,
mówił dalej: - Zdajesz sobie sprawę, gdzie i w jakim towarzystwie się
znajdujesz?
Miś potrząsnął
przecząco głową, bojąc się odezwać.
- Jesteś w
kryjówce łowców magów. Tych, którzy od lat tępią nas za to, że jesteśmy kimś
więcej. Oni chcą ci odebrać ten wyjątkowy dar, który mógłbym wykorzystać...
Miś nie miał
pojęcia, co się dzieje.
- Chciałabym
wiedzieć... - zaczęła niewyraźnie - dlaczego dowódca łowców magów wypowiada się
tak, jakby sam był przez nich prześladowany?
- Nie jestem ich
dowódcą.
Słowa te były
równie tajemnicze, co ten, kto je wypowiedział. Nie mówiąc już nic więcej, opuścił
pokój i wrócił na trybuny. Miś nie wiedział, co ze sobą zrobić. Powoli ruszył w
tym samym kierunku. Gdy przekroczył drzwi, zauważył strażnika, którego nie było
w tym miejscu wcześniej. Gość przysunął się do niej i szepnął: "To
ja". Miś poznał głos Thierry'ego. Wyglądało na to, że udało mu się zdobyć
przebranie, ale po tym, co się wydarzyło, ucieczka była jeszcze mniej
prawdopodobna.
- Wyprowadzić
więźniów na zewnątrz - dało się słyszeć donośny i stanowczy ton wodza,
przerywający walkę. Żołnierze widocznie się tego nie spodziewali, lecz
posłusznie spętali nastolatków ponownie. Wielkie wrota zostały otwarte na
oścież, a gdy tylko to się stało, do środka dostał się gwałtowny wicher, prawie
zwalając wszystkich z nóg. Miś zauważył, że mężczyzna, z którym niedawno
rozmawiał, unosił powoli ręce. Kiedy znalazły się na poziomie ramion, zamachnął
się prawą ręką, a wiatr rzucił strażnikami i niektórymi więźniami o ścianę
areny z taką siłą, że musieli co najmniej stracić przytomność. Część żołnierzy
schyliła się, nim to się stało i teraz rzucili się na nieprzytomnych "kolegów", zakuwając ich w kajdany,
które wcześniej zdjęli więźniom i związując plecami do siebie. Nikt nie
rozumiał, co się stało. Piasek areny unoszący się w powietrzu ograniczył
widoczność.
- Świetne
przebranie - zakpił mężczyzna odpowiedzialny za całe zamieszanie, nadal stojąc plecami
do Misia i Thierry'ego. Ponownie wziął zamach, a prąd powietrza rzucił rysiem o
ścianę. Thierry zjechał po niej na kamienną podłogę, stękając z bólu.
Przerażony Miś wciągnął ze świstem powietrze. Chciał podejść do niego i mu
pomóc, jednak jego plany zostały pokrzyżowane. Poczuł, że ktoś łapie go mocno
za rękę.
- Dokąd się
wybierasz? - powiedział wysoki mężczyzna. - Przecież mówiłem, że cię
potrzebuję...
Dziewczyna
zorientowała się, że straciła grunt pod nogami. Została złapana w silne ramiona
mistrza. Zobaczyła tylko, jak zeskoczył z nią z platformy i przebijając się
przez chmurę dymu, wylecieli na zewnątrz. Potem poczuła się dziwnie i zemdlała.
W międzyczasie
Destiny usiłowała uwolnić się z więzów, gdy pilnujący jej żołnierz zajęty był
obezwładnianiem rannych "towarzyszy". Niespodzianie ktoś podszedł do
niej i chwycił jej skrępowane dłonie. Pożałował tego, gdyż błękitnowłosa
tygrysica wymierzyła mu kopniaka z
półobrotu w splot słoneczny.
- Oszalałaś?! -
odezwał się znajomy głos, którego właściciel zwijał się z bólu, wstając z
ziemi. - Próbuję ci pomóc!
- Sama sobie dam
radę! - odwarknęła Desty, lecz gdy kolejna próba oswobodzenia dłoni poszła na
marne, dodała: - Dobra, pozwalam ci mi pomóc. :/
- Dziękuję, wasza
wysokość jest doprawdy zbyt łaskawa ;/ - odparł tygrys, przecinając pazurami
jej więzy.
Gdy piasek
wreszcie opadł, zobaczyli kilkudziesięciu strażników siedzących lub leżących
pod ścianą. Wszyscy byli związani i w większości nieprzytomni, a może nawet
nieżywi. Fałszywi żołnierze zdjęli kaptury oraz płaszcze. Wyglądało na to, że
oni oraz ich szef udawali prawdziwych antymagów, żeby uratować młodzież...
- Uwaga, wszyscy!
- ryknął bardzo wysoki facet z porożem, najprawdopodobniej bizon. - W każdej
chwili może się tu zjawić prawdziwy Mistrz. W waszym interesie leży, żeby
zabrać ich statki i jak najszybciej stąd odpłynąć. Powodzenia.
Gdy wykrzyczał
to, co miał do wykrzyczenia, zgraja pseudoantymagów ruszyła w kierunku wybrzeża,
nie przejmując sie już losem uciekinierów. Ich okręt zacumowany był za jedną z
niższych gór. Pozostałe dwa statki sterczące przy brzegu miały posłużyć
dzieciakom do ucieczki.
Destiny
rozglądała się we wszystkie strony, szukając wśród tłumu nastolatków
Thierry'ego i Misia. Nie było ich widać. Przypomniała sobie, że Theo miał na
sobie czarny płaszcz, kiedy się ostatnio widzieli, toteż postanowiła sprawdzić,
czy nie ma go gdzieś pośród żołnierzy.
- Ej, gdzie- -
zaczął tygrys, widząc, że dziewczyna pobiegła do koloseum. Westchnął i poszedł
za nią. I tak nie miał nic lepszego do roboty.
Desty opadły
ręce, gdy zobaczyła około czterdziestu żołnierzy. Wszyscy w kapturach. Szukanie
pewnie trochę potrwa.
- Sprawdź tych
tutaj, a ja poszukam na trybunach :) - ofiarował swą pomoc wspaniałomyślny
tygrys.
- Nie prosiłam
cię o- zaczęła Des.
- Jestem Lewis.
:)
Zdenerwowana
Desty warknęła, tłumiąc targające nią negatywne uczucia. Podczas gdy ona była w
połowie przeszukiwania facetów w czerni, Lewis zawołał:
- Jest tutaj. Ale
nie oddycha. :|
- Jak to?! -
pisnęła Desty, zakrywając twarz oczami usta dłońmi.
- Wyluzuj,
żartowałem. Idioci zawsze umierają ostatni. :)
- Tylko ja mam
prawo nazywać swojego brata idiotą, idioto! - krzyknęła wyprowadzona z
równowagi Destiny i pobiegła po schodach do miejsca, gdzie tzw.
"Mistrz" wcześniej zabrał Misia.
Thierry siedział
oparty o ścianę, pochylając głowę i z trudem łapiąc oddech. Siostra uklękła
koło niego i przytuliła go do siebie (! ! !), co zdarzało się jej niezwykle
rzadko, jakoś raz na dwa lata. Albo pięć lat. Wydarzenie to było tak przełomowe,
że Theo ocknął się w mgnieniu oka i odepchnął od siebie Des.
- Przestań mnie
molestować, trzymaj te cy-... łapy przy sobie! ;/ - wrzasnął Thierry.
- Wygląda na to,
że wszystko z tobą w porządku :) - podsumowała Destiny.
- Właściwie, to
trochę bolą mnie plecy i nie czuję lewego ucha, ale poza tym wszystko oki, nie
musisz się martwić :( - powiedział brat.
- To dobrze, bo
nie zamierzałam :) - zapewniła siostra.
- Jaaasne.
Słyszałem twoją reakcję na wieść o mojej śmierci. :)
- Ja w ten sposób
wyraziłam swój zachwyt i szczęście z powodu, że wreszcie zostałam jedynaczką.
:)
- Wybaczcie, że
przerywam ten wzruszający moment, ale gdzie jest ta mała? :| - spytał Lewis.
Oba tygrysy
popatrzyły na rysia.
- Yyy... no
więc... wydaje mi się, że zabrał ją ten wielki koleś ^^" - spekulował
Theo. - Nie jestem pewien, bo rzucił mną o ścianę i chyba złamał mi obojczyk.
:(
- Ty idioto! -
wydarła się Desty i uderzyła go w ramię. Bolało. :( Niestety, ale w tej
rodzinie to Thierry był płcią słabą.
Lewis zajrzał
jeszcze do pomieszczenia za ścianą, gdzie stał wielki stół. Nie było tam
nikogo. Wrócił i pobiegł na plażę, zostawiając Thierry'ego i Destiny kłócących
się w koloseum. Okręt był już daleko.
Desty przybiegła
chwilę później i dołączyła do Lewisa. Thierry dotarł z opóźnieniem spowodowanym
uciążliwym bólem pleców oraz lewego ucha.
- Nie dogonimy
ich, prawda? - pytała Des bez cienia nadziei.
- Raczej nie -
odparł Lewis. - Ale moglibyśmy popłynąć za nimi.
Desty dręczyły
wyrzuty sumienia. Dlaczego to stało się Misiowi, a nie jej? Miś był słaby, bał
się ludzi i świata, a Destiny miała silny charakter. I sierpowy. Trzeba było
zacząć działać. Uwolnieni ludzie rozsypani na wybrzeżu żywo dyskutowali, w jaki
sposób wydostać się z wyspy. Lewis postanowił dowiedzieć się od innych tego i
owego. Po kilku minutach wrócił do bliźniąt, które zdążyły się znowu pokłócić.
- Wygląda na to,
że większość pochodzi z południa i zachodu. Tak myślę, że mogliby wziąć ten
większy statek i popłynąć w kierunku, skąd przypłynęli - zdradził swoje
przemyślenia chłopak w wieku około dwudziestu lat.
- Fajnie, a co z
resztą? I z Misiem? - zapytała sceptycznie Des.
- A my
przejęlibyśmy drugą łajbę i popłynęli na północ do Amrii. Razem z tymi, których
stamtąd porwano :) - odpowiedział. - I w miarę możliwości postaramy się płynąć
za tymi... jak im tam.
Jeden z bardziej
wygadanych chłopaków szczególnie wyróżniał się wśród młodych i stojąc na
kamieniu, wydawał rozkazy. Mówił, że popłyną wszyscy w jednym statku na wschód,
co było czystym absurdem. Widać, że koleś nie wiedział nawet, gdzie się
znajdują. Lewis nagle zjawił się w centrum zbiorowiska i zagłuszył swoim
potężnym głosem paplanie dzieciaka na głazie, dzieląc się ze wszystkimi swoim
pomysłem na przydział łodzi i kierunki, w których popłyną. Wszyscy zgodzili się
z nim, jednak nie do końca byli pewni powodzenia tego planu.
- Nikt z nas nie
ma pojęcia, jak się pływa statkiem. A nawet jeśli by się to udało, na pewno
zgubimy się bez odpowiedniej nawigacji - wtrąciła jakaś dziewczyna.
- Wśród nas musi
być ktoś, kto choć raz miał ster w ręce :| - odparł Lewis.
Tłum znowu zaczął
prowadzić ożywioną dyskusję. W pewnym momencie ponury młodzian wyszedł naprzeciw
i rzekł:
- Jestem
studentem szkoły morskiej. Kilka razy już prowadziłem mniejsze statki.
Powinienem dać sobie radę i z tym.
Tygrys poklepał
go po ramieniu i oznajmił:
- Oto kapitan
grupy zmierzającej na południe. Nie traćcie czasu i pakujcie się na pokład. : )
Rozentuzjazmowana
młodzież zadeklarowała posłuszeństwo swojemu kapitanowi i natychmiast rozpoczęła
proces ładowania się na większy okręt. Desty przecisnęła się przez hordę
nastolatków do Lewisa.
- No, proszę.
Jednak do czegoś się przydajesz :| - pogratulowała.
- Dzięki :) -
podziękował, odbierając to jako komplement.
- Ale jest jedno
ale, a nawet dwa. Kto będzie sterował naszym statkiem, hmm? - spytała
błękitnowłosa.
Chłopak patrzył
na nią z tajemniczym i pewnym siebie uśmiechem.
- No, co? ;/ -
prychnęła.
Nie padła
odpowiedź.
- Pewnie zaraz
się okaże, że jesteś kapitanem z wieloletnim stażem, prawda? -___- - domyślała
się Desty.
- Niezupełnie. :)
Jestem świeżo upieczonym absolwentem Akademii Marynarki Wojennej w
Luthenfordzie na wydziale nawigacji i takich tam. Cieszysz się?
- Bardzo. :) Nie
schlebiaj sobie, tylko zabierz nas do Misia.
- Znaczy... jest
mały problem, bo nie ma wiatru, a jest nas za mało, żeby w ogóle ruszyć statek
za pomocą wioseł :| - oznajmił Lewis.
- Cudnie :) -
powiedziała Desty z uśmiechem ociekającym ironią.
- Ej, ja się
staram pomóc. ;/ Jeśli nie jesteś w stanie okazać odrobiny wdzięczności, to
chociaż skończ z tym cynizmem :| - poprosił chłopak w paski.
- Nie. :)
Stali tak na
plaży i obserwowali, jak pierwszy statek przygotowywał się do odbicia od
brzegu.
- Przepraszam...
- Usłyszeli cichy, nieśmiały głos obok. Podeszła do nich pewna dziewczyna,
dorównująca wzrostem Destiny. Miała kremową skórę oraz brązowe oczy i włosy
sięgające łokci. - Jestem magiem powietrza i-
- No, to problem
z głowy :))))) - ucieszył się Lewis, automatycznie akceptując słowne CV i list
motywacyjny brunetki. - Wsiadajmy i odpłyńmy stąd jak najszybciej.
Gdy wsiadali na
pokład, Des wyżywała się na Thierrym. Oberwało mu się między innymi za to, że
Lewis był istnym przykładem szczęściarza, któremu wszystko przychodziło z
łatwością, nawet kremowe kotki.
Po dziesięciu
minutach byli już gotowi do drogi. Desty próbowała wytworzyć fale, aby ruszyć
statek, jednak jej się nie udawało.
- Co jest?! -
wkurzała się Desty, bardzo przewrażliwiona na punkcie swej potężnej mocy. -
Moja magia świruje jak wtedy w koloseum@!#$%^&*&(*^%$#@
- Aaa! Więc to
tymi klejnotami zakłócali naszą pozytywną energię! :) - odkrył Amerykę Thierry.
- Spoko, ale
dlaczego w takim razie nadal nie możesz używać magii, skoro jesteśmy tak daleko
od tych czarnych? :| - myślał na glos Lewis.
- Ja chyba wiem
:) - wyznał Thierry i pokazał im niewielki worek, który miał ze sobą. Wyjął ze
środka jeden z licznych kryształów, jakie udało mu się przemycić. Wyglądał jak
niekształtna kostka lodu, mieścił się w dłoni i wydobywało się z niego
delikatne, białe światło.
- Ty głupolu! ;/
- skrzyczała brata Des. Znowu.
- No, co?! Mogą
się przydać! ;/ Zawsze to jakaś ochrona przed innymi magami. I możemy je
upchnąć naiwnemu handlarzowi. :)
- Chyba cię do
końca popieprzyło! Przecież przez nie sami nie możemy używać mocy! :/ - zgasiła
go siostra.
- Czy ja wiem, to
nie takie głupie ;o - powiedział tygrys, zabierając Thierry'emu worek. - Hajs
może nam się przydać. Jeśli na tym statku są zapasy, to szybko się skończą i
będziemy musieli po drodze zatrzymać się w porcie i je uzupełnić. Schowamy te
kamienie gdzieś pod pokładem i może nie będą nam przeszkadzać.
- Pff, mistrz sztuki
przetrwania... - prychnęła Desty, siadając na poręczy ze skrzyżowanymi rękami. Dla
Lewisa taka reakcja dziewczyny była bardziej satysfakcjonująca, niż najmilszy
komplement.
Thierry dostał
rozkaz ukrycia worka jak najgłębiej pod pokładem. Gdy tego dokonał (wszyscy
bali się w ogóle myśleć, gdzie ktoś o intelekcie pokroju rysia mógł go
schować), odbili od brzegu szybciej, niż pierwszy statek. Destiny z pomocą
magii odepchnęła statek od brzegu na pełne morze. Kiedy kremowej udało się skierować wiatr tak, aby dął w
żagiel, Dest mogła opuścić stanowisko. Lewis stał przy sterze.
- Poszukajcie mi
jakiejś mapy :| - poprosił.
- Sam se szukaj - odburknęła Desty i poszła
szukać mapy.
Znalazła ją w
kajucie poprzedniego kapitana razem z kompasem w zestawie i zaniosła tygrysowi.
- Dziękuję,
słonko ;) - powiedział zalotnie Lewis.
- Nie jestem
żadnym twoim słonkiem ;/ - odparła.
- A kim? ;)
- Nie jesteś
godzien, by poznać me imię.
- NAZYWA SIĘ
DESTINY, MA SIEDEMNAŚCIE LAT I LUBI WYSOKICH BRUNETÓW W PASKI!!!! - wrzasnął
Thierry z drugiego końca statku.
- Destiny? :))) -
powtórzył Lewis. - Niezwykle subtelne i delikatne imię jak na kogoś... -
zawahał się, widząc mordercze spojrzenie tygrysicy. - Mogę ci mówić Des? :)
- Nie, nie możesz. ;/ A teraz wybacz, idę
wyrzucić swojego brata za burtę, a następnie znaleźć sobie najwygodniejszą
kajutę z jacuzzi i kablówką.
Jak powiedziała,
tak zrobiła. Lewis z szatańskim uśmiechem odprowadzał jej dupcię ją
wzrokiem, a następnie skupił się na mapie i kompasie
Piraci! <3
OdpowiedzUsuńomG, te opisy postaci. ;; Przy nich moje są takim bezdusznym wyliczeniem kolorów i części ciała. :( Brakuje mi info o preferencjach seksualnych.
Awww, pewnie zostali porwani przez Luffy’ego, który myślał, że są jedzeniem. <3
Hej, ta chmurka tam wygląda jak króliczek! Aaaawww. <333
Tęskniłam za Thierrym. :( Stanowczo go za mało w efach. Thi powinien być wszechobecny.
Leeeewiiiis! <3 Dlaczego „chłopak”? Nie „mężczyzna”? ;; Why w opisie nie ma nic o tym, że jest starym facetem? :( Tylko mi nie mów, że go znów odmłodziłaś, bo -100000 do seksapilu. :(
Żywioły. <3333333 I like.
Jest tak… inaczej. ;o omG, jak to wyewoluowało z Narnii w Misiowe Igrzyska Śmierci... Albo w... Nie wiem nawet do czego porównać, zbyt oryginalnie. ;/ może do Trudi Canavan?? ... Nie, zbyt ciekawe.
Teraz jak tak patrzę to ten królik robi jakąś pozę 69. ;;
Mrr, tygrys optymista. <333 XDDDD DexxLew pls.
Ten duży. XDDDD Sam Wiesz Kto? :)) Jaki on okrutny. :( Gdzie siem podział czarny Dumbledore?
Co sie stanie z Lu po wydobyciu mocy, po co go trzymają? ;o
PROSTO DO ŁOŻA ICH WODZA. XDDDDD sorka, dawne przyzwyczajenia. :(
Desty taka silna. <3333 Oj, Thi, nie podgląda się 69 będąc niepełnoletnim. :(
DesxLew, nareszcie. <3<3<3
Lol, trzymaj cycki przy sobie, wiem czemu się poprawił. :)
I sierpowy. <3
Mrrr, DesxLew <3<3<3<3<3<3 hihihi, koham ich bardzo. <3 XDDDDDDDDD i gupi Thierry <3
Końcówka była zahebista. Produkuj drugi rozdział, bo lubie. :3